Cisza i hałas w obrzędowości pogrzebowej
(przykład subregionu
wałbrzyskiego)
Wprowadzenie
Jak wiadomo, Dolny Śląsk był i
jest miejscem przenikania wielu kultur - polskiej, czeskiej, niemieckiej i
łużyckiej, nadto w wyniku zakończenia drugiej wojny światowej nastąpiła tu
niemal całkowita wymiana ludności, a w konsekwencji doszło do zerwania
ciągłości kulturowej. Do subregionu wałbrzyskiego, obszaru moich badań, po 1945
roku przybyli przesiedleńcy-repatrianci z terenów, które po drugiej wojnie
światowej weszły w skład byłego Związku Radzieckiego (tzn. z województw:
lwowskiego, tarnopolskiego, stanisławowskiego, wołyńskiego, poleskiego,
wileńskiego i nowogródzkiego), osadnicy z tych ziem polskich, które
charakteryzowały się dużym przeludnieniem (tj. z województw: krakowskiego,
kieleckiego, rzeszowskiego, łódzkiego, lubelskiego, warszawskiego oraz z
Wielkopolski), nadto reemigranci z Francji, Żydzi, a z czasem i Grecy[1]. Na
badanym obszarze zamieszkiwali wówczas jeszcze Niemcy, których wysiedlono do
1947 roku[2]. W
wyniku procesu adaptacji i integracji społeczno-kulturowej na tzw. ziemiach
zachodnich zachodziły poważne zmiany i tworzył się nowy wzorzec kulturowy,
także w obrzędowości rodzinnej. Co prawda, badania nad rodzinną tradycją
kulturową była prowadzone na Dolnym Śląsku m.in. przez Henrykę Wesołowską[3],
Wandę Czapran[4] i Jadwigę Pawłowską[5], ale
nie na interesującym mnie obszarze. Przedmiotem mojej refleksji stanie się
zatem cisza i hałas w obrzędowości pogrzebowej jako bardzo charakterystyczne
wyznaczniki pochodzenia regionalnego społeczności i sposobu kreowania przezeń
emocji. Na ten aspekt ciszy i hałasu zwracał już uwagę na początku XX wieku
Adam Fischer, pisząc, że ,,dawniej opłakiwanie zwłok było powszechne, dzisiaj
pozostały już tylko słabe ślady tego zwyczaju np. w Wielkopolsce. W
przeciwieństwie do tego nakazu występuje zakaz zbytniego opłakiwania w obawie
przed niepokojem zmarłego; formuła przeważnie wygląda tak, że płacz jest
dozwolony do chwili pochowania zwłok, ale odtąd musi się go unikać, aby
zmarłego nie sprowadzić do domu z powrotem. Toteż należy dotknąć ręką trumny
przy wyprowadzaniu zwłok na znak pożegnania i przebaczenia”[6].
Natomiast Zbigniew Jasiewicz, badając na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego
wieku tradycje mieszkańców Ziemi Lubuskiej stwierdził, iż głośne płacze i
zawodzenia są charakterystyczne dla ,,ludności z kresów wschodnich”[7].
Podobne wnioski formułuje Henryka Wesołowska w kontekście Dolnego Śląska,
zauważając jednak przy tym, iż ,,pod wpływem krytycznych uwag zaprzestano
głośnego lamentowania, obejmowania, a nawet całowania zmarłego i przyjęto
zwyczaj, że najbliżsi żegnają zmarłego całując go w rękę, zaś dalsi krewni,
tylko jej dotykając lub całując trumnę”[8].
Dominującą grupą regionalną w
subregionie wałbrzyskim byli, co prawda, osadnicy, jednak drugą co do wielkości
- przesiedleńcy-repatrianci; nadto – co warte podkreślenia - ,,około 40% wsi
dolnośląskich zostało zasiedlonych przez jednorodne, stanowiące zdecydowaną
większość mieszkańców, grupy regionalne, a częściowo nawet przez ludność
przybyłą z tej samej wioski”[9], co
zapewne stwarzało dobre warunki do kontynuowania własnych tradycji kulturowych.
Biorąc pod uwagę choćby te dwa czynniki, można postawić pytania: czy i jak
długo na badanym obszarze cisza i hałas w obrzędowości pogrzebowej dowodziły
odrębności zróżnicowania regionalnego jego mieszkańców? Jaką funkcję
współcześnie pełni cisza a jaką hałas w wykształconym w nowym środowisku po
1945 roku wzorcu kulturowym, będącym efektem adaptacji i integracji
społeczno-kulturowej?
Cisza i hałas w tradycji
Badacze są zgodni, że w kulturze
tradycyjnej obrzędom pogrzebowym towarzyszyło milczenie lub rytualny zgiełk
(hałas). Cisza bowiem - ,,antynomia nieuporządkowanego dźwięku” - jest jedną z
podstawowych metonimicznych przedstawień śmierci, a milczenie wykładnikiem
,,znajdowania się w świecie śmierci”[10]. W
ludowych wyobrażeniach śmierć ma charakter dualistyczny - z jednej strony jest
kościotrupem z kosą w ręku, na co wpływ miała ikonografia kościelna, z drugiej
zaś – według wierzeń przedchrześcijańskich - kobietą odzianą na biało[11].
Jednak ,,we wszystkich przekazach autentycznych >>spotkań<<
człowieka ze śmiercią była to po prostu obca, nieznana we wsi kobieta, niczym
nie wyróżniająca się, która na ogół pojawiała się nagle (nie zauważono jak
przyszła i jak odeszła), a zachowywała się w sposób nietypowy – m i l c z a ł
a, n i e
o d p o w i a d a ł a n a p o z d r o w i e n i a i
z a g a d y w a n i a
[podkr. M. B.-G.] itp. Zazwyczaj niedługo po jej pojawieniu się ktoś we wsi
umierał, co uważano za dowód, że >>to musiała być śmierć<<”[12].
Śmierci przypisywano nie tylko ludzką postać, ale także cechy charakteru[13]:
mówiono, że ,,nic nie jadła, n i k
t j e j
g ł o s u n i e s ł y s z a ł,
b y ł a n i e m a”[14].
Śmierć pochodzi z ,,innego”, ,,tamtego” świata, jej pojawienie się stanowi
moment przejścia, a w kulturze kontakt z sacrum
wymagał stosowania środków apotropeicznych. Jednym z nich jest właśnie hałas,
postrzegany jako nieuporządkowany zgiełk. Tym samym stanowi on ,,wyróżnik
krainy zaświatowej”, w której istniało ryzyko spotkania istot demonicznych
(,,nieczystych zmarłych”)[15].
Zbigniew Libera pisze, że ,,społeczeństwa konserwatywne, chłopskie społeczności
nie żyją w świecie ciszy, a tylko w świecie akustycznej pewności,
ustabilizowanego świata dźwięków. W kulturze ludowej dźwięk ma swoją rytmikę,
swoje przyporządkowanie do odpowiednich fragmentów przestrzeni […]. Rytualna
wrzawa płoszy nieczystą siłę. […]. Krzyk przerywa agonię…”[16].
Hałas z kolei, jak wskazuje przywołany badacz za P. Ivanovem[17],
kojarzy się z życiem, bezpieczeństwem, płodnością, jasnością itp.
,,>>Krzyczą<< – wrzeszczą, czynią jazgot, piszczą, ryczą itp. demony,
wiedźmy, pokutujące dusze, >>obcy<<, dzikiej zwierzęta i ptaki.
>>Krzyczeć<< ma niezbyt ustabilizowane znaczenia w gwarach,
dialektach, w staropolskim języku; odnosi się do nazbyt głośnego mówienia
człowieka, ale też do każdego dźwięku wydawanego przez dzikie i domowe
zwierzęta oraz ptaki”[18].
Jak słusznie konstatują
badacze, spośród wierzeń ludowych obrzęd pogrzebowy najmniej uległ u wpływom
cywilizacji, (,,bo do głębi wzruszający majestat śmierci, pełen powagi i
świętości, nie dopuszczał dowolnych zmian, ani przystosowań do warunków i
miejsca”[19]) i zachował tradycyjny
,,scenariusz”: wystawienie zwłok, żale i zawodzenia, wyniesienie zwłok oraz
uczta pogrzebowa[20]. Zarówno hałas, jak i
,,śmiertelna cisza” stanowią figury, ,,za pomocą których przedstawia się
transgresywny świat, znajdujący się poza ekumeną”[21] -
kontakt ze świętością wymaga wykroczenia poza tę ekumenę. Stąd też według
tradycji obrzędy pogrzebowe mogły odbywać się w milczeniu lub z rytualnym
zgiełkiem[22].
Między ciszą a hałasem
Jak słusznie postrzegają
badacze, ,,dla żywych śmierć jest również wydarzeniem, które powoduje skupienie
uwagi na sobie samych. Owo przygnębiające wrażenie rozpadania się naturalnego
porządku i społecznych struktur znajduje odzwierciedlenie w lamencie żałobnym,
właściwym kulturom ludowym”[23].
Philipe Ariès, pisząc o kulturze średniowiecznej i sprowadzając do wspólnego
mianownika reakcję na śmierć, która zapewne w rzeczywistości musiała być
bardziej skomplikowana, zauważa, że podczas gdy model chrześcijański (tzw.
,,śmierć oswojona”) obligował umierającego do spokoju i łagodnego oczekiwania,
od bliskich, którzy przeżyli, wymagał dzikiego lub noszącego pozory dzikości
bólu, a po tym, jak śmierć nadeszła, wokół wybuchały sceny rozpaczy[24].
Przy czym badacz ten sądzi, że wybuchy spazmatyczne wraz ze zmierzchem
średniowiecza zostały poddane ograniczeniom i poszły w zapomnienie[25].
Innego zdania jest włoski badacz Alfonso di Nola, który wskazuje, że ,,takie przejawy przetrwały w ludowych kulturach
europejskich”[26], ponieważ ,,pierwsza
reakcją na depresyjny proces żałoby jest spontaniczny lub zrytualizowany płacz,
który jest odpowiedzią żywych na stratę przedmiotu uczucia. […] lament czy
płacz odgrywa tak znacząca rolę kulturowa […], że cały psychologiczno-społeczny
proces żałoby przybiera nazwę płaczu, czyli autodestrukcyjnego spazmu,
cechującego centralny moment żałoby”[27].
W kulturze tradycyjnej między
krzykiem a milczeniem rozgrywały się właśnie lamenty, przy czym krzyk, jak wskazuje
Roch Sulima, był nawiązaniem więzi z tym, co żywe i decydował o strukturze
lamentu; więź z tym, co umiera, podtrzymywało milczenie[28].
Lamenty, rozumiane tu jako ,,głośny płacz i zawodzenie kobiet”[29] przy
zwłokach, miały charakter rytualny. Chodzi o rytualne znaczenie lamentu jako
sposobu generowania hałasu, który odwoływał się do porządku zaświatowego (cisza
i hałas podczas obrzędu pogrzebowego są odwzorowaniem tamtego świata)[30].
Lament jest ,,kulturowym rozwiązaniem” do stłumienia cierpienia i uniwersalną
ludzką reakcją na stratę[31].
Jak wykazały prowadzone przeze
mnie wieloletnie badania terenowe, w subregionie wałbrzyskim lamenty pogrzebowe
wyróżniały głównie repatriantów i miały miejsce zarówno tuż po śmierci członka
rodziny, jak i przy ubieraniu zwłok oraz podczas czuwania w domu czy kaplicy do
lat 80. XX wieku. Natomiast w czasie konania dbano o zachowanie ciszy i
spokoju, bowiem w myśl tradycyjnych wierzeń hałas mógłby uniemożliwić duszy
opuszczenie ciała.
Jak człowiek umiera, to nie wolno mu wtedy przeszkadzać – ani
krzyczeć, ani nic. Tylko trzeba być wtedy obojętnym i skupionym, bo inaczej to
przedłuża się konanie. W sobie to można różnie czuć, ale przed tym umierającym,
to trzeba obojętność okazywać.
(Inf.: Zofia S., l. 63, Głuszyca,
zapis. w 2005 r.)
W związku z tym, iż obecnie
człowiek najczęściej umiera poza domem, w szpitalu, praktykowane dawniej
zwyczaje przy konającym, ulegają zanikowi. Współcześnie konającą osobę wspiera
się c i c h ą modlitwą[32].
Przy czym chory w szpitalu ma możliwość uczestnictwa we mszy św. w specjalnie
przygotowanych do tego celu kaplicach, jak i w przypadku ludzi ciężko chorych,
z sakramentu spowiedzi oraz namaszczenia chorych. Jak spostrzega Jacek
Kobuszewski, ,,najcenniejszym i najwspanialszym przejawem owego rzeczywistego
renesansu śmierci jest pojawienie się nowego w polskiej medycynie, psychologii
i opiece duszpasterskiej nurtu opieki paliatywnej, mającego szczególne
znaczenie w poczynaniach podejmowanych wobec chorych terminalnie, dla których
ostanie stadium choroby jest już tylko zbliżaniem się nieuchronnej śmierci.
Jest ten nurt najpiękniejszym i na pewno najważniejszym w zakresie humanizacji
śmierci, w zakresie przywracania umierającemu godności ludzkiej, w zakresie
zatem tworzenia nowego zupełnie oblicza śmierci współczesnej”[33]. Z
kolei ,,w tradycyjnym systemie podstawową częścią zbiorowego rytuału śmierci”[34] było
czuwanie przy zmarłym. Jeszcze w latach 80. XX wieku, w małych miejscowościach
subregionu wałbrzyskiego zmarły do czasu pogrzebu, przebywał w domu. Jak
utrzymują informatorzy, czuwanie odbywało się do późnego wieczora lub też przez
całą noc, określaną najczęściej ,,pustą nocą”. Zbierała się wówczas rodzina
oraz społeczność z danej wsi na modlitwach i śpiewach. Powszechnie odmawiano
różaniec, ale także Litanię za zmarłych, Litanię Loterańską oraz po trzykroć
śpiewano zawołanie: ,,Dobry Jezu, a nasz Panie” lub wypowiadano ,,Wieczny
odpoczynek”. W lokalnej społeczności były ,,odpowiednie” osoby, najczęściej
starsze kobiety, które inicjowały modlitwy i śpiewy oraz czuwały nad
przebiegiem spotkania.
Odmawiało się różaniec, paliło świece. Ale potem gasiło i
szliśmy spać. Na drugi dzień znowu schodzili się sąsiedzi i modliliśmy się. I
jeszcze ta rodzina, co przyjechała na pogrzeb. Ale to zawsze były jakieś
starsze osoby, co wiedziały, jak się modlić, co po kolei wypowiadać.
(Inf.: Maria M., l. 68, Głuszyca,
zapis. w 2005 r.)
Kiedyś to całą noc się czuwało, pocieszało. Odmawiało się
różaniec i modlitwy za zmarłych o dusze w czyśćcu cierpiące. Żeby im było lżej,
to się świeczki pali, dużo śpiewa, żeby ten żal rodziny oddalić z modlitwą.
(Inf.: Kazimiera W., l. 65,
Dziećmorowice, zapis. w 2007 r.)
Czuwania przy zmarłych, jak zauważa
Krystyna Turek, miały ,,głęboką wymowę i sens humanitarny”, łączyły żywych i
umarłych, koiły ból rozstania i osamotnienia, przynosiły ,,nadzieje spełnienia
modlitewnego ofiarowanego drugiej osobie”[35],
przy czym – co tu warto podkreślić – były to oczywiście głośne, zbiorowe
modlitwy czy pieśni. Współcześnie czuwanie w tradycyjnej formie można zaliczyć
już w subregionie wałbrzyskim do reliktowych form zachowań w obliczu śmierci.
Obecnie rodzina zmarłego tylko w sporadycznych przypadkach spotyka się w
kaplicy na modlitwie każdego dnia do czasu pogrzebu: albo wspólnie odmawia
różaniec, albo też każdy modli się indywidualnie, jednak w ciszy. Jak wynika z
informacji, uzyskanych w czasie badań terenowych, w badanym subregionie do
czasu, kiedy ciało zmarłego znajdowało się w domu, praktykowane były liczne
zachowania związane z modlitwami, wyprowadzeniem zwłok z domu, m.in.
przewracano (odwracano) sprzęty w domu: stoły, krzesła - jednak bez
umiejętności wytłumaczenia takiego zachowania, choć w tradycji tego rodzaju
hałas pełnił właśnie funkcję apotropeiczną. Jednak wspomniane zachowania
charakterystyczne były również dla innych, przybyłych do badanego obszaru, grup
kulturowych.
Ja pamiętam, we Francji tak było: jak tylko wynieśli ją
[babcię], to te krzesła, stoły nogą się obalało i wywracało do góry. Jak mama
umarła, tu w domu [w Boguszowie-Gorcach w 1997 roku] i tylko ją wynieśli, to ja
zaraz wersalkę do góry podniosłam, bo obrócić to nie można było, no, to
podniosłam. I krzesła do góry nogami. No, we Francji, to wszystko wywracali.
Ale ja nie wiem, dlaczego. No, tak się robi. Ale ludzie już tak nie robią
teraz. No, teraz, obecnie już nie spotkałam się już z tym.
(Inf.: Janina J., reemigrantka z
Francji, l. 73, Boguszów-Gorce, zapis. w 2007 r.)
Jak słusznie zauważa Henryka
Wesołowska, obrzędowość pogrzebowa na Dolnym Śląsku jest wynikiem zapożyczeń
m.in. od Ukraińców, Białorusinów i Litwinów[36], ale
można by pójść dalej i próbować doszukiwać się nawet zbieżności zachowań
repatriantów z mieszkańcami ziem ruskich, ponieważ w subregionie wałbrzyskim
charakterystyczne były zachowania, o jakich pisze w kontekście wspomnianych
ziem H. Biegeleisen: ,,Na ziemiach ruskich panuje od wieków zwyczaj, iż żona,
matka, dzieci, rodzeństwo itp. po zgonie swoich bliższych lub dalszych krewnych
płacząc i zawodząc przemawiają w formie niepozbawionej rytmu i rymu, sięgającej
nieraz wyżyn artyzmu. Głoszą zaś te swoje żale bezpośrednio po skonaniu osoby
drogiej, gdy ciało ubierają, przy wkładaniu go do trumny, podczas całego
pochodu na cmentarz, jak i przy samemu spuszczaniu trumny do grobu; żona
obowiązana jest opłakiwać męża, matka dziecko, wypowiadając na głos swe żale.
>>Im głośniej je kto wyraża, tem większe uznanie i szacunek zaskarbia
sobie u gminy, a wdowa lub wdowiec na ten rychlejszy może liczyć
ożenek<<”[37]. Taka forma zachowania
charakterystyczna była dla repatriantów jeszcze miejscami do końca lat 80.
ubiegłego stulecia.
Dawniej [lata 60. XX w.] to się płaczki najmowało. No i
płakało się, oj płakało, żeby te żałość pokazać. Starzy ludzie, to zawsze
płaczą. Ale jak już baby zaczną zawodzić, to cosik takiego człowieka łapie, że
też zaczyna [płakać]. I kiedyś to też taka liturgia w kościele była żałobna.
Teraz taka bardziej wielkanocna, z nadzieją na zmartwychwstanie. Ale emocji się
nie tłumi, jak na trumnę się rzuci, to nie jest potępiane. Jest wtedy, jak
teatr robi: wiadomo, że przez 30 roków koty darli ze sobą, a potem krzyczy,
lamentuje i na trumnę się rzuca.
(Inf.: Jarosław J., l. 44, Borówno,
zapis. w 2007 r.)
Pamiętam, kiedyś [lata 70-80. XX w.] to się zawodziło i
rozpaczało, szczególnie te starsze osoby.
(Inf.: Teresa W., l. 50,
Jedlina-Zdrój, zapis. w 2006 r.)
A to jeden krzyk i lament był. Baby tak się zawsze darły: jak
trumnę zamykali albo jak już do grobu spuszczali. Czasem to i księdza już to denerwowało.
To wtedy [denerwowało], jak to wiadomo było, że za życia się kłócili, a potem
taka rozpacz na pokaz. […] Ale tu najczęściej u tych zza Buga.
(Inf.: Eugeniusz O., l.
72,Boguszów-Gorce, zapis. w 2007 r.)
Ja pamiętam, że jak się chodziło na pogrzeby i kto tam tak
nad tą trumną płakał, lamentował i gadał już niby do tego zmarłego, to dobrze o
nim świadczyło. […] No mówiła np. jak to mąż umarł: ,,A Że ty Stanisławku -
dajmy na to - taki dobry byłeś, a teraz samą mnie tu zostawiasz, z dziećmi tylko…”.
Takie np. było… No, że rozpacza, to znaczy, że tak kochała. Tylko po dziecku to
nie trzeba, żeby w spokoju mogło iść do nieba, tak słyszałam. To się potem
opowiadało, jak ona krzyczała, jak obejmowała, nie pozwoliła do grobu spuścić.
A i były przypadki, że się rzucał mąż na trumnę, jak już do grobu spuścili. Ale
tego to nie widziałam, tylko nieraz się słyszało. No, to tak było.[…] Ale to
nie tylko kobiety tak rozpaczały. Mężczyźni też. Ale czy jak zamykali trumnę,
to ja nie wiem. No i mdleli też. To też tak było.
(Inf.: Janina Z., l. 54, Głuszyca,
zapis. w 2007 r.)
Wspomniane zachowanie uzyskiwało
aprobatę lokalnej społeczności jeszcze do końca lat 80. XX wieku. Po tym
okresie było już raczej postrzegane jako element dramaturgii pogrzebowej, a
obecnie odbierane jest pejoratywnie. Co więcej - jak wskazują informatorzy,
zdarza się, że współcześnie ,,w obawie” przed przywołanym zachowaniem
przedstawicielom najstarszego pokolenia (głównie repatriantom) młodsi
członkowie rodziny podają przed uroczystością pogrzebową środki uspakajające.
W ostatnich dwudziestoleciu
można zaobserwować w subregionie wałbrzyskim wyraźne przemiany w obrzędowości
pogrzebowej, tj. przede wszystkim odejście od uświęconych tradycją lamentów
pogrzebowych i hałasu na rzecz mieszczańskiej ciszy. Jeszcze na początku XX
stulecia ,,śmierć człowieka była wydarzeniem uroczystym, które odmieniało czas
i przestrzeń grupy społecznej, a nawet, w przypadku wsi, całej społeczności”[38];
śmierć postrzegano jako naturalną kolej rzeczy, jeden z etapów, przez jaki
człowiek musiał przejść – stanowiła naturalną konsekwencję życia; można nawet
dodać, że była ,,punktem kulminacyjnym” ludzkiego istnienia. Roch Sulima,
pisząc o ludowym sposobie umierania, akcentuje jego ,,podwójny” charakter :
,,naturalny, rodzinno-sąsiedzki i chrześcijański, kościelny”, zaznaczając przy
tym, iż ,,w ludowym umieraniu było coś naturalnego, wręcz pogodnego, mającego
ogromne konsekwencje dla wspólnoty. Akcentowała się w tym akcie istność
człowieka”[39]. Zdaniem Krystyny Turek
takie naturalne podejście do śmierci wynikało z religijnego światopoglądu
człowieka oraz ludzkiego doświadczenia[40].
Stąd też śmierć naturalna[41], po
trudach życia, nie wzbudzała strachu, przyjmowano ją z godnością i
przygotowywano się do niej. Współcześnie jednak, co zgodnie podkreślają
badacze, społeczeństwo wymazuje śmierć ze swojej świadomości - mamy więc
zjawisko ,,śmierci odwróconej”, charakteryzującą się właśnie p r z e m i l c z
e n i e m[42]. Nie oznacza to jednak,
iż współczesne pogrzeby odbywają się w ciszy. Specyfika górniczego miasta
Wałbrzycha czy Boguszowa-Gorc sprawiła, iż przez lata w czasie pochówku jego
mieszkańców, którzy w zdecydowanej części byli związani z przemysłem górniczym,
orkiestra przygotowywała odpowiednią oprawę muzyczną (choć nie tylko górnikom,
ale także innym ,,zasłużonym” osobom). Obecnie w firmie pogrzebowej także można
zamówić ,,oprawę muzyczną” ceremonii pogrzebowej: najczęściej jest to muzyka
poważna, jak i ,,śpiewany różaniec” odtwarzany w kaplicy oraz utwór ,,na
trąbkę” zatytułowany ,,Cisza”. ,,Tabu dotyczące śmierci nie oznacza […] ciszy
czy też braku zewnętrznych przejawów. W życie wszedł nowy ceremoniał, społeczny
rytuał, w którym zarządcą jest przedsiębiorca zobowiązany do zapewnienia
aseptycznego pożegnania dopiero co zmarłego w sposób jak najmniej traumatyczny
dla rodziny, ujmując wszystko w o d p o
w i e d n i ą [podkr. M. B.-G.] formę”[43].
Teraz cisza to
taka forma żałoby, że przez szacunek do zmarłego nie włącza się radia,
telewizji. Jest taka cisza, taki smutek ogólnie. I na pogrzebie też, z
godnością.
(Inf.: Teresa W., l. 50,
Jedlina-Zdrój, zapis. w 2006 r.)
Współcześnie również można mówić o
lamencie, ale jako o kontrolowanym i tłumionym płaczu[44],
,,który nowoczesne społeczeństwa postindustrialne narzuciły sobie jako wzorzec,
gdzie każda przesada w manifestowaniu żałoby, w płaczu czy gestach jest
interpretowana jako złamanie zasad etykiety samokontroli i dobrego smaku”[45].
Można zauważyć, iż wykształciło się coś w rodzaju społecznej psychologii
tłumienia płaczu, którą akceptuje się jako oznakę dobrego wychowania i ogłady.
Zakończenie
Po zakończeniu
drugiej wojny światowej opłakiwanie zmarłego
było sposobem kreowania i
okazywania emocji, krzyk – formą ekspresji; zawodzenia - metodą wyrażenia bólu,
szczególnie w środowisku repatriantów. Można dziś oceniać, że na Dolnym Śląsku,
zachowania takie nie spotkały się z aprobatą przedstawicieli innych grup
etnicznych i uległy zanikowi na początku lat 70. XX wieku. Były bowiem
,,niestosowne” w konfrontacji z wzorem ,,miejskim”, w którym dominowała cisza,
symbolizująca godne pożegnanie. Jednak na badanym przeze mnie obszarze lament
był obecny w społecznościach wiejskich dłużej, bo jeszcze do końca lat 80. XX
wieku. Jak twierdzą obecnie informatorzy, młodsi ludzie nadal ,,obawiają” się,
iż w czasie ceremonii pogrzebowej najstarsi przedstawiciele rodziny mogą
rozpaczać (dotyczy to głównie rodzin repatrianckich). Oznacza to, że
utwierdzone tradycją pierwotne zachowania zwyczajowe nie do końca zostały
wyeliminowane mimo wszechobecnego procesu adaptacji i integracji
społeczno-kulturowej. Gdyby istniało na nie przyzwolenie społeczne, być może
miałyby miejsce.
Hałas nie uległ jednak zanikowi, a
raczej przemianie: nie ma już, co prawda, głośnych lamentów i zawodzeń nad
otwartą mogiłą, ale pogrzebnicy dbają o odpowiednią oprawę muzyczną w czasie
ceremonii. ,,Boleść nie znajduje już ujścia za pomocą tradycyjnych, zbiorowych
rytuałów i musi być łagodzona w indywidualnej i milczącej próbie przetrawienia
własnego cierpienia”[46].
Niezgoda na śmierć bliskiej osoby stała się cechą charakterystyczną naszej
kultury[47] -
współczesny człowiek, obawiając się śmierci, n i e m ó w i
o n i e j. A jeśli już się z nią styka, wówczas milczy.
Bo milczenie jest dla niego synonimem godności.
[1] Zob. M. Rostworowska, Nowi osadnicy, [w:] Dziedzictwo kulturowe Dolnego Śląska, pod red. Z. Kłodnickiego,
Wrocław 1996, s. 261-264; M. Ruchniewicz, Lata
1945-1948, [w:] Dolny Śląsk.
Monografia historyczna, pod red. W. Wrzesińskiego, Wrocław 2006, s.
636-657; L. Kosiński, Przeobrażenia
demograficzne na Ziemiach Zachodnich, [w:] Przemiany społeczne na Ziemiach Zachodnich,
pod red. W. Markiewicza, P. Rybickiego, Poznań 1967, s. 78-112.
[2] Zob. J. Kociszewski, Zasiedlenie i zagospodarowanie Dolnego
Śląska w latach 1945-1949 ze szczególnym uwzględnieniem regionu sudeckiego,
Wrocław 1983; S. Bronsztejn, Z. Hniatuk,
Ludność Ziemi Wałbrzyskiej, Wałbrzych 1985, s. 18.
[3] Zob. H. Wesołowska, Współczesna obrzędowość rodzinna w procesie
kształtowania się nowego społeczeństwa
na Dolnym Śląsku, [w:] Etnologia i
folklorystyka wobec problemu tworzenia się nowego społeczeństwa na ziemiach
zachodnich i północnych, pod red. D. Simonides, Opole 1987; idae, Zwyczaje i obrzędy, [w:] Dziedzictwo kulturowe…; idae, Zwyczaje i obrzędy rodzinne, [w:] Kultura ludowa śląskiej ludności rodzimej,
red. D. Simonides przy udziale P. Kowalskiego, Wrocław-Warszawa 1991; idae, Tradycje regionalne we współczesnej kulturze
ludowej Dolnego Śląska, [w:] Śląsk –
etniczno-kulturowa wspólnota i różnorodność, pod red. B. Bazielich, Wrocław
1995; idae, Współczesne zwyczaje rodzinne
na Dolnym Śląsku, [w:] Współczesne
oblicze kultury ludowej na Śląsku, pod red. B. Bazielich, Wrocław 1992.
[4] Zob. W. Czapran, Rodziny i związki rodzinne we współczesnej
wsi podwrocławskiej, [w:] Wieś
dolnośląska, ,,Prace i Materiały Etnograficzne”, pod red. E. Piertraszka,
Wrocław 1987; idae, Problem znaczenia
więzi krewniaczej i powinowactwa w
badaniach społeczności wiejskich na Dolnym Śląsku, ,,Etnografia Polska”
1985, t. 29; idae, Problemy adaptacji i
integracji społeczno-kulturowej wsi dolnośląskiej, [w:] Kultura ludowa sercem…; idae, Rola więzi krewniaczych w kształtowaniu się
społeczności lokalnych na Dolnym Śląsku, [w:] Etnologia… .
[5] Zob. J. Pawłowska, Niektóre zwyczaje górali podhalańskich we
wsi Krajanów (pow. Nowa Ruda), Śląsk, ,,Prace i Materiały Etnograficzne”,
t. 23, Wrocław 1963; idae, Reliktowe
formy tradycyjnych zwyczajów i obrzędów rodzinnych na Dolnym Śląsku, ,,Rocznik
Dolnośląski” 1983, t. 8; idae, Dolnośląska
wieś Pracze w pow. milickim,
,,Prace i Materiały Etnograficzne”, t. 25, Wrocław 1968.
[6] A. Fischer, Lud polski. Podręcznik etnografii Polski,
Lwów-Warszawa-Kraków 1926, s. 125.
[7] Z. Jasiewicz, Rodzina na Ziemi Lubuskiej, Warszawa
1978, s. 52.
[8] H. Wesołowska, Współczesna…, s. 91.
[9] Ibidem, s. 79.
[10] P. Kowalski, Cisza/hałas (hasło), [w:] Leksykon. Znaki świata. Omen - przesąd - znaczenie, Warszawa-Wrocław 1998, s.
67.
[11] Zob. A. Kowalska-Lewicka,
Ludowe wyobrażenia śmierci, ,,Polska
Sztuka Ludowa. Konteksty” 1986, nr 1-2, s. 26. Nadto nt. postaci śmierci w
kulturze ludowej: D. Simonides, Od
kolebki do grobu, Opole 1988; A. Zadrożyńska, Powtarzać czas początku, cz. 2: O
polskiej tradycji obrzędów ludzkiego życia, Warszawa 1988; K. Kość, ,,Śmierć drzwiami życia”. O śmierci i
umieraniu jako metaforach życia w polskiej kulturze ludowej, ,,Literatura
Ludowa” 2004, nr 3.
[12] A. Kowalska-Lewicka, op.
cit., s. 26.
[13] Śmierć była przede
wszystkim wdzięczna i litościwa. Zob. ibidem.
[14] O. Kolberg, Dzieła wszystkie, t. 31: Pokucie, cz. 3, Wrocław-Poznań 1963, s.
93.
[15] Zob. P. Kowalski, Modlitwa i milczenie. Wprowadzenie do
antropologii ciszy, ,,Literatura Ludowa” 2004, nr 4-5, s. 8.
[16] Z. Libera, Kto wszystko czuje, a nic nie gada?,
,,Literatura Ludowa” 1995, nr 6, s. 37.
[17] Zob. P. Ivanov, Narodnye razskazy o vedmach i upyrjiach,
,,Sbornik charkovskogo istoriko-filologičeskogo obščestva” 1891, nr 3, s.
158-159. Cyt. za: ibidem, s. 37.
[18] Z. Libera, op. cit., s.
37. Zob. nadto: P. Kowalski, Modlitwa…, s.
4.
[19] H. Biegeleisen, Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach
ludu polskiego, Warszawa 1931, s. 1.
[20] Zob. ibidem, s. 132.
[21] P. Kowalski, Modlitwa…, s. 4.
[22] Zob. ibidem, s. 8.
[23] A. M. di Nola, Tryumf śmierci. Antropologia żałoby, tł.
J. Kornecka, M. W. Olszańska i in., Kraków 2006, s. 152.
[24] Zob. P. Ariès, Człowiek i śmierć, przeł. E. Bąkowska,
Warszawa 1989, s. 146. Nadto: idem: Śmierć odwrócona, [w:] Antropologia śmierci, pod red. S.
Cichowicza, J. M. Godzimirskiego, Warszawa 1993, s. 227-284.
[25] Zob. P. Ariès, Człowiek i…, s. 164.
[26] Zob. szerzej: A. M. di
Nola, op. cit., s. 145.
[27] Ibidem, s. 89. Nadto
badacz zauważa, że ,,presja rytualizacji odczuwalna jest w każdym momencie
kryzysu, zarówno w doświadczeniu indywidualnym, jak i zbiorowym, a jej
podstawowa funkcje stanowi sprowadzenie nieporządku kryzysu do porządku
narzucanego przez wzorzec kulturowy. Gesty, ruchy i słowa wywodzące się z
tradycji pozwalają uniknąć w jakiś sposób stanu zamętu wywołanego przez
cierpienie i dają opłakującemu możliwość odzyskania zrównoważonej pozycji w
świecie i w obrębie grupy społecznej. Zadaniem wzorca jest wtłoczenie w
określone tryby indywidualnego i zbiorowego traumatycznego doświadczenia
śmierci. Reprezentuje on zasadę >>trzeba zrobić to, co ma być
zrobione<<, aby odtworzyć naruszony porządek”. Idem, op. cit., s. 27.
[28] Zob. R. Sulima, Między płaczem a milczeniem. O ludowych
lamentach pogrzebowych, [w:] idem,
Słowo i etos. Szkice o kulturze, Kraków 1992, s. 83.
[29] A. Zadrożynska, Powtarzać czas początku, cz.2: O polskiej tradycji obrzędów ludzkiego
życia, Warszawa 1988, s. 184.
[30] Zob. P. Kowalski, Cisza/hałas…, s. 625.
[31] Zob. A. M. di Nola, op.
cit., s. 100-101.
[32] Zob. J. Kolbuszewski, Kryzys, pornografia i renesans śmierci,
[w:] Problemy współczesnej tanatologii.
Medycyna. Antropologia kultury. Humanistyka. Materiały I krajowej Konferencji Tanatos 1997, zorganizowanej przez
Wrocławskie Towarzystwo Naukowe w Karpaczu w dniach 6-8 listopada 1997 r., t.
1, pod red. J. Kolbuszewskiego, Wrocław 1997, s. 16.
[33] J. Kolbuszewski, Kryzys, pornografia i renesans śmierci,
[w:] Problemy współczesnej tanatologii.
Medycyna. Antropologia kultury. Humanistyka. Materiały I krajowej Konferencji Tanatos 1997, zorganizowanej przez
Wrocławskie Towarzystwo Naukowe w Karpaczu w dniach 6-8 listopada 1997 r., t.
1, pod red. J. Kolbuszewskiego, Wrocław 1997, s. 16.
[34] M. Vovelle, Śmierć w cywilizacji Zachodu. Od roku 1300 po współczesność, przekład:
T. Swoboda, M. Ochab, M. Sawiczewska-Lorkowska, D. Senczyszczyn, Gdańsk 2004,
s. 61.
[35] K. Turek, Współczesne obrzędy przedpogrzebowe
społeczności lokalnych Górnego Śląska, [w:] Problemy współczesnej…, s.
445. Zob. też: idae, Religijność ludowa
czasu śmierci (na przykładzie społeczności lokalnych Górnego Śląska), [w:] Folklorystyczne i antropologiczne opisanie
świata, red. D. Simonides, Opole 1999, s. 135-142.
[36] Zob. H. Wesołowska, Zwyczaje i obrzędy, [w:] Dziedzictwo kulturowe…, s. 356.
[37] H. Biegeleisen, op. cit., s. 215-216.
[38] P. Ariès, Człowiek wobec śmierci (fragmenty), ,,Polska
Sztuka Ludowa. Konteksty” 1986, nr 1-2, s. 9.
[39] R. Sulima, O umieraniu, ,,Regiony” 1985, nr 1-4, s.
132.
[40] Zob. szerzej: K. Turek, Ludowe zwyczaje, obrzędy i pieśni pogrzebowe
na Górnym Śląsku, Katowice 1993, s. 15.
[41] Niespodziewana śmierć,
szczególnie w młodym wieku, zawsze budziła strach, bowiem upatrywano w niej
działań złego ducha. Zob. H. Biegeleisen, op. cit., s. 99-101.
[42] Zob. P. Ariès, Człowiek i…, s. 549.
[43] M. Vovelle, op. cit., s. 659.
[44] Dla A. M. di Noli jest to
jeden z rodzajów lamentu. Zob. idem, op. cit., s. 100.
[45] Ibidem.
[46] A. M. di Nola, op. cit.,
s. 132-133.
[47] Zob. P. Ariès, Człowiek wobec…, s. 16.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz